Po raz ostatni splunąłem do zlewu i przepłukałem twarz zimną wodą. Wyglądałem jak gówno, czułem się trochę gorzej. Jak można być takim skurwysynem i zrobić coś takiego tak uroczej osobie jak Kira? Co prawda, dziewczyna powiedziała mi, że ją tylko wykorzystał, a ja nie pytałem jak konkretnie. On mnie oświecił, wraz ze wszystkimi szczegółami, od których aż zrobiło mi się niedobrze. Śmiał mi się prosto w twarz, za co oberwał, dosyć porządnie. Z rozmyślań wyrwała mnie dziewczyna, która weszła do łazienki.
-Wszystko w porządku? - spytała, stawiając na szafce apteczkę. Nie chciałem, by widziała mnie w takim stanie.
Było mi cholernie przykro, a nawet trochę głupio, za to, jak zachowałem się ubiegłej nocy. Ten frajer ją zgwałcił, a ja miałem czelność się do niej dobierać. Przecież mogłem się domyślić, co jej zrobił, skoro skończyła szlochając w moją poduszkę.
Westchnęła i położyła dłoń na moim ramieniu. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy poczułem jej delikatny dotyk na kawałku nagiej skóry. Powoli zaczęła ściągać ze mnie podartą koszulkę, przy okazji nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. Ja natomiast spojrzenie wlepione miałem w podłogę, nie miałem odwagi go unieść. Wzięła do ręki moją dłoń i przejechała po kostkach wacikiem, nasączonym wodą utlenioną. Syknąłem cicho i wyrwałem rękę.
-Przecież to tak nie boli. - zaśmiała się krótko i chciała powrócić do poprzedniej czynności, ale jej nie pozwoliłem. - Co jest?
-A co ma być? - mruknąłem, lecz w dalszym ciągu nie podniosłem głowy.
-Zayn, co jest? - spytała ponownie, ale ledwie zauważalnie pokręciłem głową. - Kurwa, popatrz na mnie!
-Daj mi spokój. - odwróciłem się do niej plecami i sam zacząłem przemywać rany. Poczułem mocne szarpnięcie.
-Zachowujesz się jak gówniarz! A to ja mam osiemnaście lat. - dodała szeptem i prychnęła, jednak po chwili jakby się otrząsnęła. - Próbuję ci pomóc, bo to przeze mnie dostałeś, ale oczywiście musisz mnie od siebie odpychać! Brawo, Malik, rób tak dalej.
Nie dała mi odpowiedzieć, bo ze łzami w oczach, wyszła z pomieszczenia. Zastanawiałem się, czy faktycznie bym coś jej odpowiedział, czy dalej starał się ją ignorować. Po jej słowach poczułem się jeszcze gorzej, bo zabolały bardziej, niż rozwalenie połowy twarzy. Byłem pewien, że wylewa teraz łzy w poduszkę, albo szuka pocieszenia w ramionach Nialla, co jeszcze bardziej mnie zasmuciło. Może faktycznie przy nim byłoby jej lepiej? Blondyn wcale nie krył się ze swoimi uczuciami, sam przecież byłem świadkiem ich pocałunku. Po raz pierwszy mnie uderzył i to właśnie w jej obronie. Może nie powinienem był się wtrącać w ich powoli rozpoczynający się związek? Louis byłby szczęśliwszy, wiedząc, że między tą dwójką coś jest. Wolę nie wiedzieć jak zareagowałby, gdyby Kira powiedziałaby mu, że jesteśmy parą. Przecież on by oszalał! Horana jeszcze by jakoś zdzierżył, zwarzywszy na to, że jest trochę bardziej odpowiedzialny. Prędzej czy później by jej się oświadczył, wzięli by ślub, oczywiście w jakimś bajkowym stylu i zamieszkali w przytulnym domku w Irlandii. A ja? Co ja mogłem jej zaoferować? Zniżki na tatuaże, które sama mogła sobie zrobić? Kolejne blizny na nadgarstkach i psychice? Nie mogłem do tego dopuścić. I choć tak bardzo nie chciałem, musiałem sobie odpuścić.
*
-Wychodzę! - krzyknęłam do dwójki, siedzącej na kanapie. Głos mi trochę zadrżał, ale zanim któryś zdążył spytać o co chodzi, zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Nie miałam pojęcia czemu było mi tak przykro. Otworzyłam się przed nim, wyjawiłam mu każdy szczegół z mojej popieprzonej przeszłości, przyznałam się, że coś do niego czuję, a on tak po prostu mnie olał. Mogłam przewidzieć, że tak będzie. Kto normalny chciałby mieć do czynienia z kimś takim jak ja? W jego głowie wciąż siedziała Perrie, pani idealna. Cóż, to nie było dziwne, byli ze sobą kilka ładnych lat, planowali ślub. Kim byłam ja, w porównaniu do tej ślicznej blondynki, z nieziemskim głosem i uroczym uśmiechem? Wariatką...
Krążyłam po mieście, bez konkretnego celu. Zaczynało się powoli ściemniać, wiał niemiłosierny wiatr, ale nie miałam ochoty wracać do domu. Nie chciałam pokazywać się Louisowi i Niallowi w takim stanie. Musiałam się najpierw uspokoić i trochę ochłonąć.
Sama nie wiem czemu zatrzymałam się pod blokiem, w którym mieszkali Felix i Victoria. Chyba moja podświadomość od początku mnie tu kierowała. Widziałam zapalone światło w pokoju chłopaka, więc weszłam do klatki i pokonałam dwa piętra. Zadzwoniłam dzwonkiem i odczekałam chwilę, zanim otworzył. Wyglądał na dosyć zaskoczonego, że mnie widzi, ale bez pytania wpuścił mnie do środka.
-Jest Vic? - spytałam, na co pokręcił głową.
-Pojechała do Liverpoolu, jej siostra bierze ślub. Co się stało, Tomlinson? - popatrzył na mnie, przekręcając głowę w lewą stronę. Westchnęłam.
-Potrzebuję... czegoś. - przygryzłam nerwowo wargę i liczyłam, że mnie zrozumie. Uśmiechnął się szeroko i oblizał wargi.
-Który? - poszedł w kierunku swojego pokoju, a ja usiadłam na fotelu w salonie.
-Zayn. - westchnęłam i przerzuciłam nogi przez tylik. - Długa historia, Fe, ale wczoraj powiedział mi, że mu na mnie zależy, a dziś nie chciał ze mną rozmawiać.
-Nie jestem dobry w dawaniu miłosnych rad, kochanie. - zaśmiał się krótko, kiedy usiadł na sofie. - Jedyne, co mogę ci powiedzieć, to że będzie dobrze.
-Dzięki. - burknęłam.
Chłopak pokręcił głową rozbawiony i wyciągnął w moją stronę mały, strunowy woreczek, wypełniony do połowy białym proszkiem. Amfetamina. Długotrwale pobudza, zwiększa pewność siebie i odsuwa lęki. Czasami jednak wydaje ci się, że słyszysz, lub widzisz rzeczy, które nie istnieją. Najgorsze jest chyba zejście. Wtedy przychodzi niepokój, czasami myśli samobójcze. Warto zaryzykować. Z portfela wyciągnęłam wizytówkę Devil Ink i dwadzieścia funtów. Wysypałam zawartość woreczka na stolik i wizytówką uformowałam cztery równe kreski. Zwinęłam banknot w wąski rulonik, zatkałam lewą dziurkę nosa i wciągnęłam dwie kreski. Felix zrobił to samo, a po czterech minutach nadeszły upragnione efekty.
Czułam się tak lekko, nie do opisania. Lekko otępiałym wzrokiem wpatrywałam się w przyjaciela, który kiwał się lekko w przód i w tył. Wiedziałam, że próbuje mi wkręcić jakąś fazę, więc się tym nie przejmowałam. Chwyciłam ze stolika pilot do telewizora i chciałam włączyć jakąś muzyczną stację, ale Daller mi przerwał.
-Chodź, mała, zapoznam cię z Londynem, którego jeszcze nie znasz. - chwycił mnie za rękę i wyprowadził z mieszkania.
Szliśmy wzdłuż brzegu Tamizy, ku bliżej nieokreślonemu mi celowi. Nie wiedziałam, gdzie Felix mnie prowadzi, ale mało mnie to obchodziło. Zorientowałam się, kiedy zobaczyłam płonące ognisko i mnóstwo ludzi, tańczących do muzyki, puszczanej z samochodu. Cholera, przecież był styczeń!
Jakiś blondyn wcisnął mi do ręki butelkę piwa, kolejny poczęstował podejrzanym papierosem, a ktoś inny poprosił do tańca. Wiedziałam, że nie powinnam pić (a tym bardziej ćpać), gdy brałam psychotropy i antydepresanty, ale na tamten moment po prostu chciałam zapomnieć. O tym, że spotkałam Davida, o Zaynie, o ich bójce. Dziś liczyłam się tylko ja i to, jak dobrze się bawię.
-Boże, Chrissie tu jest. - jęknął Fe, pokazując mi blondynkę.
-To twoja była, tak? - spytałam, kiedy zaczęła iść w naszym kierunku. Podeszła do nas i położyła chłopakowi dłoń na ramieniu.
-Feeeelix, jak ja ciebie dawno nie widziałam! - wybełkotała. Musiała zbyt dużo wypić, bo ledwo trzymała się na nogach, a botki na kurewsko wysokim obcasie jej w tym nie pomagały.
-Spieprzaj stąd. - syknął przez zęby.
-A ty to kto? - popatrzyła na mnie, poprzez ledwo otwarte powieki. - Ah, nie ważne. Wprowadzi się do ciebie i będzie zdradzał na prawo i lewo.
-Nie mów tak o moim narzeczonym, ździro. - wymyśliłam coś na poczekaniu i pomachałam jej dłonią przed oczyma. Na serdecznym palcu miałam pierścionek z małym, diamentowym oczkiem.
Daller chyba zrozumiał moją aluzję, bo objął mnie w talii i przycisnął do swojego boku. Dziewczyna ciągle marudziła, że nam nie wierzy, więc stanęłam na palcach i - nie myśląc dużo - pocałowałam swojego nowego ukochanego. Odwzajemnił pocałunek i uniósł mnie ku górze, a ja oplotłam go nogami w pasie. Laska uciekła z piskiem, a my wybuchliśmy śmiechem.
-Jesteś pojebana. - parsknął i postawił mnie na ziemi. - Ale za to cię kocham, mała.
-Ponoć jestem dobra w udawaniu czyichś dziewczyn.
Wzruszyłam ramionami i pociągnęłam przyjaciela do tańca. Muzyka dudniła ze wszystkich stron, czułam jak moja głowa pulsuje. Miałam ochotę zwymiotować, albo wskoczyć do lodowatej rzeki. Dostałabym pewnie szoku termicznego, albo skurczu, a wtedy byłoby źle. Chociaż, nawet gdybym się utopiła, kogo by to obchodziło? Louis miałby jedną osobę mniej do wykarmienia, Zayn nie musiałby zawracać sobie mną głowy, a Niallowi oszczędziłabym złamanego serca.
Zanim się obejrzałam, Felix gdzieś zniknął. Prawdopodobnie spotkał jakiegoś znajomego, albo poszedł w ustronne miejsce z pierwszą lepszą panienką. Zaczynałam źle się czuć, głowa mnie cholernie rozbolała i coraz bardziej rwało mnie na wymioty. Przecisnęłam się przez tłum ludzi, by wydostać się z centrum imprezy. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam pierwszy numer z listy ostatnio wybieranych.
-Potrzebuję pomocy. - wybełkotałam, nawet nie zdając sobie sprawy, jak plącze mi się język.
-Gdzie jesteś? - spytał ten, przez którego byłam w takim stanie.
-Pod London Eye. Błagam, zabierz to ode mnie, Zayn. - osunęłam się na betonowy murek i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej, obejmując je ramionami.
-Zaraz będę. - rzucił oschle i się rozłączył.
Ostatnimi siłami wrzuciłam komórkę z powrotem do kieszeni i oparłam czoło o kolana. Miałam zejście, to było jedyne logiczne wyjaśnienie mojego bardzo kiepskiego samopoczucia. Siedziałam tak sama przez kilkanaście minut, chociaż miałam wrażenie, że mijała już kolejna godzina. Nachodziła mnie cholerna ochota, by zasnąć, ale wiedziałam, że to nie był dobry pomysł. Jednak nastał taki moment, kiedy nie miałam już sił, by otworzyć oczy. Całe otoczenie było cholernie głośne, byłam przekonana, że słyszę jak trawa rośnie.
Przestraszyłam się, kiedy poczułam, jak ktoś wsuwa rękę pod moje kolana i unosi mnie do góry. Zmusiłam się, by przymrużyć powieki i zobaczyłam twarz Malika, okrytą czarnym kapturem. Odetchnęłam z ulgą. Objęłam go dłońmi za szyję i po kilkunastu sekundach siedziałam już w ciepłym wnętrzu jego auta. Nie odezwał się ani słowem, podczas drogi do mieszkania, ani wtedy, kiedy zanosił mnie po schodach do pokoju. W duchu dziękowałam Bogu, że Lou i Niall śpią, bo nie wyszłabym z tej konfrontacji cało.
Wiedziałam, że go zawiodłam, bo zeszłej nocy obiecałam mu, że postaram nic sobie nie zrobić. Nie miałam zamiaru targnąć się na swoje życie, chociaż naćpanie się również nie było mądrym posunięciem. Położył mnie na łóżku, uprzednio ściągając ze mnie kurtkę i buty. Nakrył mnie nawet kołdrą i odwrócił się, by wyjść. Złapałam go za przedramię i ścisnęłam z całej siły.
-P-przepraszam. - szepnęłam, ale nie puściłam jego ręki. - Zostań, zanim zasnę. Proszę. - jęknęłam cicho. Bałam się zostać sama w ciemnym pokoju, szczególnie teraz, kiedy amfetamina powoli opuszczała mój organizm.
Nie odpowiedział mi, tylko podszedł do łóżka, a ja poczułam jak materac ugina się pod jego ciężarem. Uśmiechnęłam się blado i położyłam się na boku, tyłem do niego. Zayn w dalszym ciągu leżał na plecach, domyśliłam się, że czekał tylko aż zasnę, żeby wyjść i pójść do siebie. Zacisnęłam pięść na poduszce i wzięłam głęboki oddech.
-Chyba cię kocham, Zee. - wypaliłam, zanim zdążyłam się rozmyślić. - Dobranoc.
Nakryłam się kołdrą po same uszy, żeby ukryć swoje zażenowanie. Powoli odpływałam ku krainie Morfeusza, ale mogłam przysiąc, że zanim totalnie usnęłam, usłyszałam ciche ja ciebie też.
Zanim się obejrzałam, Felix gdzieś zniknął. Prawdopodobnie spotkał jakiegoś znajomego, albo poszedł w ustronne miejsce z pierwszą lepszą panienką. Zaczynałam źle się czuć, głowa mnie cholernie rozbolała i coraz bardziej rwało mnie na wymioty. Przecisnęłam się przez tłum ludzi, by wydostać się z centrum imprezy. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam pierwszy numer z listy ostatnio wybieranych.
-Potrzebuję pomocy. - wybełkotałam, nawet nie zdając sobie sprawy, jak plącze mi się język.
-Gdzie jesteś? - spytał ten, przez którego byłam w takim stanie.
-Pod London Eye. Błagam, zabierz to ode mnie, Zayn. - osunęłam się na betonowy murek i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej, obejmując je ramionami.
-Zaraz będę. - rzucił oschle i się rozłączył.
Ostatnimi siłami wrzuciłam komórkę z powrotem do kieszeni i oparłam czoło o kolana. Miałam zejście, to było jedyne logiczne wyjaśnienie mojego bardzo kiepskiego samopoczucia. Siedziałam tak sama przez kilkanaście minut, chociaż miałam wrażenie, że mijała już kolejna godzina. Nachodziła mnie cholerna ochota, by zasnąć, ale wiedziałam, że to nie był dobry pomysł. Jednak nastał taki moment, kiedy nie miałam już sił, by otworzyć oczy. Całe otoczenie było cholernie głośne, byłam przekonana, że słyszę jak trawa rośnie.
Przestraszyłam się, kiedy poczułam, jak ktoś wsuwa rękę pod moje kolana i unosi mnie do góry. Zmusiłam się, by przymrużyć powieki i zobaczyłam twarz Malika, okrytą czarnym kapturem. Odetchnęłam z ulgą. Objęłam go dłońmi za szyję i po kilkunastu sekundach siedziałam już w ciepłym wnętrzu jego auta. Nie odezwał się ani słowem, podczas drogi do mieszkania, ani wtedy, kiedy zanosił mnie po schodach do pokoju. W duchu dziękowałam Bogu, że Lou i Niall śpią, bo nie wyszłabym z tej konfrontacji cało.
Wiedziałam, że go zawiodłam, bo zeszłej nocy obiecałam mu, że postaram nic sobie nie zrobić. Nie miałam zamiaru targnąć się na swoje życie, chociaż naćpanie się również nie było mądrym posunięciem. Położył mnie na łóżku, uprzednio ściągając ze mnie kurtkę i buty. Nakrył mnie nawet kołdrą i odwrócił się, by wyjść. Złapałam go za przedramię i ścisnęłam z całej siły.
-P-przepraszam. - szepnęłam, ale nie puściłam jego ręki. - Zostań, zanim zasnę. Proszę. - jęknęłam cicho. Bałam się zostać sama w ciemnym pokoju, szczególnie teraz, kiedy amfetamina powoli opuszczała mój organizm.
Nie odpowiedział mi, tylko podszedł do łóżka, a ja poczułam jak materac ugina się pod jego ciężarem. Uśmiechnęłam się blado i położyłam się na boku, tyłem do niego. Zayn w dalszym ciągu leżał na plecach, domyśliłam się, że czekał tylko aż zasnę, żeby wyjść i pójść do siebie. Zacisnęłam pięść na poduszce i wzięłam głęboki oddech.
-Chyba cię kocham, Zee. - wypaliłam, zanim zdążyłam się rozmyślić. - Dobranoc.
Nakryłam się kołdrą po same uszy, żeby ukryć swoje zażenowanie. Powoli odpływałam ku krainie Morfeusza, ale mogłam przysiąc, że zanim totalnie usnęłam, usłyszałam ciche ja ciebie też.
***
Wiem, że prawdopodobnie macie ochotę mnie zabić. :( Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. W dodatku ten rozdział jest tak do dupy, że nie wiem co XD
Kiedy zaczynałam pisać walk in shadows, miałam na nie tyle pomysłów, że szok. Teraz jakoś wszystkie pouciekały i po prostu... ugh, jest źle. Jeszcze mój laptop postanowił wziąć sobie urlop, akurat w trakcie moich ferii zimowych i się zepsuł. Zamówiłam już na allegro taśmę do matrycy, która zawiniła i mam nadzieję, że mój chłopak zrobi mi go jak najszybciej.
Kiedy zaczynałam pisać walk in shadows, miałam na nie tyle pomysłów, że szok. Teraz jakoś wszystkie pouciekały i po prostu... ugh, jest źle. Jeszcze mój laptop postanowił wziąć sobie urlop, akurat w trakcie moich ferii zimowych i się zepsuł. Zamówiłam już na allegro taśmę do matrycy, która zawiniła i mam nadzieję, że mój chłopak zrobi mi go jak najszybciej.
Wow, ale się rozpisałam, jak nigdy chyba. No cóż, wiem, że należało Wam się kilka słów wyjaśnienia.
Przeczytałam rozdział chyba trzydzieści razy i nie zauważyłam błędów, ale jeśli Wy jakieś znajdziecie, proszę piszcie w komentarzach.
Przeczytałam rozdział chyba trzydzieści razy i nie zauważyłam błędów, ale jeśli Wy jakieś znajdziecie, proszę piszcie w komentarzach.
Oh, przy okazji (jeśli jeszcze Cię nie znudziłam swoim autorskim biadoleniem), zapraszam na swoje drugie opowiadanie, które znajdziesz tutaj: new-roommate.blogspot.com
Kocham Was, mam nadzieję, że mi wybaczycie :*